(łac.) Powinna być wysłuchana i druga strona, toteż przemawiam, by prawu stało się zadość.
Ludzie, posłuchajcie mnie! GothicPedyści i GothicPedystki, przystańcie na chwilę! WikiGnomy, poświęćcie mi na chwilę swoją uwagę. Ci, który mnie nienawidzicie, przebaczcie mi, bo żałuję!
Słuchajcie wszyscy! Słuchajcie mej mowy, pocieszcie mnie tym. Dopuśćcie i mnie do słowa, a potem pozwolę wam szydzić. Czyż ja do ludzi mam żal? Czy niesłusznie duch mój jest wzburzony? Spójrzcie na mnie i przymknijcie na moment swe usta, dając mi mówić.
Nie chcę się bronić. Chcę tylko przedstawić mój punkt widzenia, bo woli społeczności pokornie się poddam 24 listopada. Najpierw jednak chcę rozważyć zarzuty, które zostały mi postawione.
Wybacz, ale nie wiem co to znaczy. Jeśli ktoś inny, kto poparł ten zarzut rozumie go, mam prawo prosić tę osobę o wyjaśnienie tego. Mam nadzieję, że ci, którzy już oddali głos "za" w petycji wiedzą, pod czym się podpisali, bo inaczej... szkoda mi was ludzie. Niemniej, ja chciałbym wiedzieć co oznacza to oskarżenie (zwłaszcza, że niby jest doprecyzowaniem niewłaściwego zachowania) i uważam, że mam do tego prawo.
Nigdy siebie nie nazwałem dyktatorem i nie nakazałem nikomu tak mnie nazywać czy też traktować. Takie określenie pojawiło się... oddolnie. Nikt nie powiedział mi dlaczego tak mnie nazwał (za aferę z logiem maryjnym przeprosiłem, co zresztą spowodowało szybkie zamknięcie tematu, by przepadł gdzieś w odmętach archiwum i nikt tego faktu nie zauważył [ktoś przeczyta najwyżej pierwsze, oskarżycielskie posty, a do mojego przyznania się do błędu i uniżenia już raczej nie], a innych sytuacji, które według mojej opinii mogłyby za takie zostać uznane - nie widzę).
Mówiłem wielu z was już niejeden raz, że każdego biurokratę traktujecie/traktowaliście jako władcę. Tak było już od dawna, a mimo że prosiłem, by mnie nie nazywano "władcą", "szefem" (boss w nicku był do rymu, zresztą konto założyłem na długo przed objęciem tego stanowiska na GP, a nawet przed pojawieniem się na niej), "guru" itp., wciąż mieliście mnie za kogoś wyższego od was. Nie sądziłem, że podjęcie decyzji, którą poprą później wszyscy (to przecież przez GP rozpowszechniło się chatango, która to wiki wprowadziła go bodajże jako druga wiki na świecie, a pierwsza w Polsce) może zostać wzięte za "akt dyktatorski". Albo że może być to decyzja, która została odwołana po kilku godzinach z oficjalnymi przeprosinami (patrz gdzieś wyżej). Nikt nie powiedział "słuchaj, robiąc tak i tak (konkretnie zaznaczając o co chodzi) robisz źle, nie podoba mi się to i wygląda to na jakąś dyktaturę; spróbuj raczej innego sposobu" - nikt, poza (o dziwo) Paskudnikiem i Vuhem, i ich dwóch za to bardzo cenię. Cenię i szanuję, bo stanęli twarzą w twarz (monitorem w monitor?) i wytknęli mi konkretne działania, podając argumenty przeciw nim i alternatywną formę załatwienia sprawy.
No a tu już będzie pytanie bezpośrednie: co, mój Oskarżycielu, wiesz o tym, jaką decyzję przemyślałem, a jakiej nie? Myślisz, że idę się - za przeproszeniem - narąbać i po pijanemu robię co mi pierwsze przyjdzie do głowy? Bynajmniej. Mogę podejmować decyzje, które okazują się być błędne, ale zawsze są przemyślane, i zawsze je wtedy odwołuję, i zawsze wtedy społeczność uznaje ten krok za dobry.
Przeanalizujmy zmienność nastrojów/poglądów społeczności po ostatnich moich większych decyzjach:
Utworzenie ekip? Za dużo zamieszania, ciągła konieczność robienia tych kolorków, brak aktywności w ekipach, brak sprecyzowanych zadań. Ale potem zaczęły się podobać, gdy już pierwsze oburzenia niepotrzebnym zamieszaniem minęły.
Usunięcie ekip? Myślałem nad tym długo, ale jednak w końcu uznaliście to za lepsze rozwiązanie niż dotychczasowe.
Wyłączenie czatu? Krzyki, narzekania, skargi - przecież chatango jest beznadziejne. Potem stało się ono miejscem, w którym chyba więcej spędzaliście czasu, niż w na GP jako takiej.
Decyzja o wyłączeniu chatango też była moja. I wbrew pozorom - przemyślana. Tu też zdania były podzielone, ale nagle się okazało, że jednak "stary czat" jest nieskończenie lepszy (ale takim okazał się dopiero, gdy o decyzji poinformował Wędkarski...).
Pierwszego zarzutu nie rozumiem (może to moja wina, po prostu ci, którzy się pod nim podpisali, mogą mi łaskawie tę przysługę uczynić i wyjaśnić), z drugim nie zgadzam się dopóki jest tak uogólniony, a trzeci to nieprawda.
Nie chcę na siłę zachować uprawnień, ale - na litość Boską - jak już robicie coś takiego, to uczciwie i sprawiedliwie. Do tego, zdaje się, też mam prawo.